Irytujące ograniczenia, przydatne uzupełnienia…
Niestety, choć pod względem funkcjonalnym Canon EOS 40D został znacznie rozbudowany, to pozostało w nim kilka elementów, które od kilku lat bardzo drażnią użytkowników kolejnych korpusów z tej serii. Najgorsze jest to, że niemal wszystkie one wydają się być efektem niedbalstwa projektantów i/lub narzuconych przez producenta ograniczeń mających na celu utrzymanie wyższej sprzedaży modeli bardziej zaawansowanych.
Na czele tej listy stoi zakres dopuszczalnej korekty ekspozycji w trybach preselekcji czasu i ekspozycji, która wynosi zaledwie od -2 do +2 EV. Tymczasem w korpusach Nikona (nawet najbardziej amatorskich, takich jak D40) dopuszczalny zakres to od -5 do +5 EV, natomiast typowany na konkurenta dla EOS-a 40D aparat Sony A700 umożliwia korygowanie ekspozycji od -3 do +3 EV.
Podobnie ma się sprawa z dostępnymi czułościami ISO. Od czasu modelu EOS 10D maksymalną wartością tego parametru jest 1600 ISO podbijane w trybie H do odpowiednika 3200 ISO. O ile jednak pięć lat temu robiło to wrażenie, o tyle dzisiaj standardem w tej klasie urządzeń stało 3200 ISO podbijane do 6400 ISO. Argument o przewadze konstrukcji Canona z uwagi na niski poziom szumów traci powoli uzasadnienie, ponieważ produkty konkurencji nie odstają już zbytnio pod tym względem.
Równie starym problemem jest ukrycie przez producenta aparatu pewnych kluczowych funkcji w zakamarkach menu. Należą do nich m.in. bracketing ekspozycji i balansu bieli oraz wstępne podnoszenie lustra. Kłopotliwy pozostaje również nadal mechanizm pomiaru balansu bieli w oparciu o neutralnie szary wzorzec. Gwoli sprawiedliwości należy jednak dodać, że w modelu 40D wprowadzono kilka innych, również brakujących wcześniej funkcji, takich jak dwusekundowy samowyzwalacz (będący uzupełnieniem dotychczasowego, dziesięciosekundowego).Wielu użytkowników ucieszy z pewnością możliwość ustalania czułości, z jaką pracuje matryca, z dokładnością do 1/3 EV.
|
Jedną z nowych funkcji użytkownika jast możlwość ustalania czułości matrycy z dokładnością do 1/3 EV. |
Niezrozumiały jest dla nas też sposób, w jaki rozwiązano w EOS-ie 40D (i wcześniejszych modelach) kwestię programów tematycznych. Osoba, która z nich skorzysta musi się bowiem liczyć z tym, że pozbawiona zostanie jakiegokolwiek wpływu na wygląd zdjęcie, a nawet sposób jego zapisu (w trybie "zielonym", oraz w programach tematycznych niemożliwe jest bowiem włączenie zapisu zdjęć w formacie RAW). Pod tym względem wzorem mogą być choćby aparaty Sony z serii Alfa, w których tryby te są w rzeczywistości szablonami ustawień, które (niemal wszystkie) można modyfikować, a które po przełączeniu trybu lub wyłączeniu aparatu wracają do pierwotnego stanu.
Wszystkie te wady nie byłyby tak dokuczliwe, gdybyśmy mieli do czynienia z modelem w typowo amatorskim. Wówczas wiele z opisanych poczynionych przez producenta zabiegów byłoby naturalne i usprawiedliwione. Canon EOS 40D jest jednak zaawansowaną lustrzanką cyfrową dla wymagających odbiorców, i w świadomości wielu miłośników sprzętu fotograficznego ma konkurować z takimi modelami, jak Pentax K20D, Sony A700, czy Nikon D300. Wiele z opisanych tu ograniczeń nie powinno mieć miejsca w aparacie tej klasy.
… i poważne wady
Canon EOS 40D nie jest jak widać urządzeniem pozbawionym wad. Większość z nich to drobne niedogodności, które wymieniliśmy wcześniej. Są jednak w tym aparacie co najmniej dwa elementy, które rozwiązano fatalnie, i które w obecnym kształcie nie powinny mieć prawa bytu.
"Czterdziestka", jest pierwszym z amatorskich Canonów, w których podczas fotografowania w tzw. trybach kreatywnych (Tv, Av, P oraz M) można ustawić automatyczną regulację czułości ISO. Funkcja ta od dawna jest obecna w konstrukcjach takich producentów jak Nikon czy Pentax, gdzie jest uznawana za bardzo przydatną. Użytkownik z reguły może w niej ustawić próg, powyżej którego czułość matrycy będzie przez aparat zwiększana (np. w trybie preselekcji przysłony będzie to moment, w którym czas otwarcia migawki wydłuży się powyżej pewnej wartości, np. 1/60 sekundy) oraz najwyższą dopuszczalną wartość czułości ISO, a często także inne parametry.
W przypadku Auto ISO w Canonie EOS 40D są to niestety tylko pobożne życzenia, bowiem działanie tej funkcji jest od użytkownika całkowicie niezależne. Mechanizmy te zależą tylko i wyłącznie od aktualnie ustawionego trybu fotografowania, zakres dopuszczalnych czułości matrycy jest znikomy (najczęściej 200-800 ISO lub 400-800 ISO) lub też nie ma go wcale (np. w trybie M ustawienie trybu Auto ISO wiąże się z przestawieniem czułości matrycy na wartość bazową 400 ISO). Wszystko to sprawia, że ta bardzo przydatna i przez wielu pożądana funkcja jest w przypadku lustrzanki Canon EOS 40D kompletnie bezużyteczna.
Drugą dużą wadą, jaką dostrzegliśmy w testowanej konstrukcji jest sposób włączania funkcji Live View. Odbywa się to bowiem przez naciśnięcie przycisku Set – jedynego, w pełni programowalnego przycisku na korpusie tego aparatu – pod warunkiem, że tryb Live View uaktywniony jest w menu. Tracimy w ten sposób bezpośredni dostęp do opcji, która pod ten przycisk jest przypisana (np. wyboru formatu zapisu zdjęć). Ponadto zmiana trybu pracy aparatu na inny (np. z preselekcji czasu na preselekcji przysłony) powoduje automatyczne wyłączenie się Live View. Ponieważ przycisk Set jest również jednym z tych, które wykorzystywać można do potwierdzania wyboru opcji w menu (i to w dodatku jednym z wygodniejszych do tego celu), łatwo można wyobrazić sobie ogrom bałaganu, z jakim mamy tu do czynienia.
|
Przycisk SET, jedyny uniwersalny przycisk w 40D, został ''zużyty'' na aktywowanie funkcji Live View. |
Tymczasem problem ten można było rozwiązać wręcz w banalny sposób. Na korpusie aparatu znajduje się bowiem przycisk, który w podczas fotografowania pozostaje kompletnie bezużyteczny. Przycisk ten znajduje się w idealnym miejscu, a ponadto wyróżnia się stylowym podświetleniem. Mowa oczywiście o Direct Print – przycisku sterującym funkcją druku bezpośredniego, czyli chyba najrzadziej używaną funkcją spośród dostępnych w lustrzankach firmy Canon. Abstrahując już od sensowności promowania narzędzia, które przez kolejne pokolenia użytkowników lustrzanek Canona jest omijane szerokim łukiem, przycisk ten (podczas fotografowania z definicji nieaktywny) doskonale nadawałby się do uruchamiania trybu Live View. Niestety, nic z tego.
Aparat nie dla zupełnie zielonych
Canon EOS 40D jest zaawansowaną konstrukcją, w której nie wszystkie funkcje i udogodnienia widoczne są na pierwszy rzut oka. Nabywca tego modelu w pierwszej kolejności powinien przyjrzeć się uważnie ustawieniom funkcji użytkownika (Custom Function) i dopasować je do własnych potrzeb. Tak się bowiem składa, że fabryczne ustawienia zostały niezbyt szczęśliwie dobrane i utrudniają lub wręcz uniemożliwiają dostęp do wielu użytecznych funkcji – jak na przykład możliwość korzystania z autofokusa w trybie Live View.
Najbardziej jaskrawym przykładem tego problemu jest wybór aktywnego pola AF. W aparacie na ustawieniach domyślnych odbywa się on przez naciśnięcie po kolei dwóch lub trzech przycisków. Z kolei po przestawieniu funkcji użytkownika numer 3 z grupy "Autofokus/Migawka" (C.Fn III-3) na pozycję 0 umożliwia wykonanie tej czynności za pomocą pojedynczego wychylenia dżojstika.