Mariaż z "jedynkami"
W Canonie EOS 40D producenci zastosowali kilka istotnych rozwiązań zarezerwowanych do tej pory wyłącznie dla droższych i bardziej zaawansowanych korpusów "jednocyfrowych". Sprawiają one, że "czterdziestka" w istotny sposób odróżnia się od poprzednika, w przypadku którego pojawiały się liczne głosy krytyczne na temat małej innowacyjności i niewielkiej liczby zmian wprowadzanych do nieco już leciwej konstrukcji (czyli 20D). Najwyraźniej rosnące zagrożenie ze strony konkurencji – głównie Nikona oraz Sony – sprawiło, iż inżynierowie z laboratoriów firmy Canon (a może ich szefowie, planujący zestaw funkcji nowego aparatu) nieco poważniej podeszli do swojej pracy.
|
Nowością w EOS-ie 40D są wymienne matówki - element przynależny dotąd korpusom profesjonalnym. W związku z tym zmieniła się oprawa tego elementu w sposób umożliwiający jego samodzielną wymianę. |
Pierwszym zapożyczonym z Canona EOS 5D oraz "jedynek" elementem jest wprowadzony w modelu 40D mechanizm łatwego wymieniania matówki. Wraz z samym korpusem producent wprowadził na rynek również dwa modele matówek uzupełniających dostępną w zestawie standardową wersję Ef-A: przeznaczony do fotografii architektury model Ef-D Precision Matte Grid z siatką geometryczną, oraz kierowany do użytkowników obiektywów manualnych model Ef-S Super Precision Matte ułatwiający ręczne ostrzenie. Matówki sprzedawane są wraz z przyrządem ułatwiającym ich wymianę, a na polskim rynku można je dostać w cenie około 130 złotych.
Skoro mowa o matówkach, to nie sposób pominąć kwestii zastosowanego w lustrzance EOS 40D wizjera. Jak można się łatwo domyślić, jest to konstrukcja oparta o pryzmat pentagonalny. Charakteryzuje się znacznie większą jasnością niż wizjer EOSa 30D oraz powiększeniem obrazu zwiększonym z 0,9x do 0,95x – wbrew pozorom różnica jest widoczna. Do pełni szczęścia brakuje jedynie zapewnienia pola krycia na poziomie 100%, podobnie jak ma to miejsce chociażby w Nikonie D300 czy Olympusie E-3.
|
Wizjer 40D jest wyraźnie większy od wizjera modelu 30D (zaznaczony na czerwono). |
Znacznej rozbudowie uległ również zestaw informacji wyświetlanych w wizjerze podczas fotografowania. Przede wszystkim stale widoczna jest już wartość czułości matrycy (w EOS 30D tylko podczas zmiany tego parametru). Ciekawym i przydatnym elementem jest też znak B/W, którego obecność ostrzega fotografującego, że aparat przestawiony jest w tryb wykonywania zdjęć czarno białych.
Z kolei przesunięcie położenia punktu ocznego z 20 do 22 mm zwiększyło nieco komfort korzystania z wizjera. Szkoda tylko, że konstruktorzy nie poszli za ciosem i nie poprawili nieco konstrukcji muszli ocznej, a zwłaszcza jej mocowania – nadal dość łatwo jest ją zgubić w terenie.
Innym elementem, na pojawienie się którego czekali chyba wszyscy, było pojawienie się na pokrętle trybów trzech zestawów ustawień użytkownika (Camera User Settings). Można w nich zapisać niemal wszystkie ustawienia aparatu, łącznie z ustawieniami Custom Functions. Daje to sporo możliwości personalizacji aparatu – takich jak na przykład stworzenie specjalnego trybu pracy w studio, nie wymagającego od nas modyfikacji "codziennych" ustawień aparatu. Tworzymy je i modyfikujemy dość łatwo: zapisując aktualne ustawienia aparatu pod wybranym trybem. Nie daje to wprawdzie swobody przeglądania i modyfikacji zapisanych w ten sposób ustawień z poziomu menu (jak to się odbywa np. w Nikonie D300), ale z drugiej strony nie komplikuje dodatkowo obsługi aparatu.
|
Pokrętło trybów pracy aparatu wzbogacone zostało o trzy pozycje definiowane przez użytkownika. |
Pozostałe podobieństwa do korpusów z linii EOS 1D/1Ds omówimy w dalszej części artykułu poświęconej menu aparatu. Teraz jednak pragniemy się skupić na kwestii znacznie istotniejszej: najważniejszym zmianom w konstrukcji samego aparatu.
Autofokus skonstruowany na nowo
O autofokusie w aparatach Canona krążą różne opinie. Z jednej strony dziewięciopolowy układ w kształcie rombu nie jest dziś niczym niezwykłym, jeżeli wziąć pod uwagę kilkunasto- lub nawet kilkudziesięciopolowe rozwiązania w aparatach konkurencji (np. Olympus E-3 lub przywoływany wielokrotnie Nikon D300). Z drugiej jednak strony układ ten sprawdza się w większości zastosowań i umożliwia ostrzenie nawet całkiem dynamicznych scen, a samo położenie sensorów jest bardzo dobrze przemyślane i pokrywa się z lokalizacją mocnych punktów kadru.
|
Dodatkowa para czujników AF, umieszczona w centrum kadru, nachylona jest pod kątem 45 stopni. |
Największa krytyka użytkowników modeli 20D i 30D dotyczyła jednak precyzji pomiaru ostrości, zwłaszcza w punktach bocznych. Z tym większą przyjemnością stwierdziliśmy, że autofokus w Canonie EOS 40D działa znakomicie – podawany w jego specyfikacji zakres skuteczności od -0,5 EV nareszcie wydaje się w pełni odpowiadać rzeczywistości (czego raczej nie można było powiedzieć o "trzydziestce"). Główna w tym zasługa faktu, iż wszystkie z dziewięciu pól autofokusa – a nie jak dotąd, tylko centralne – są polami krzyżowymi.
Nasze testy potwierdziły również zapewnienia producenta, że skuteczność układu automatycznego ustawiania ostrości gwałtownie rośnie w punkcie centralnym, jeżeli do aparatu podpięty jest obiektyw o jasności wynoszącej co najmniej f/2.8. W takiej sytuacji bowiem uaktywniają się dodatkowe, ukośnie rozmieszczone czujniki AF. Doprowadza to do sytuacji, w której podobnie jak w przypadku testowanego również przez nas
Olympusa E-3, autofokus radził sobie nawet w warunkach, w których fotografujący nie widział w wizjerze nic.