Z aparatem pod wodę...
Na Grenlandii postanowiłem również rozpocząć moją przygodę z fotografią podwodną. Plany były takie, aby sprzęt sprawdzić jeszcze w Polsce i na wyprawę pojechać z wypracowaną koncepcją. Niestety, sprzedawcy ze sklepu internetowego nie pozwolili mi na zrealizowanie tych planów – realizacja zamówienia na obudowę podwodną wyraźnie ich przerosła... Ostatecznie obudowa przyleciała do mnie z Anglii (dzięki dżejms!). Niestety nie miałem już czasu na przetestowanie sprzętu i na Grenlandię pojechałem całkowicie nieprzygotowany w tym zakresie – zapoznałem się jedynie z teorią.
Do podwodnego fotografowania wykorzystałem obudowę podwodną Marine, aparat Minolta 7, obiektyw szerokokątny Minolta 20/2.8 oraz slajd Fuji 400x. Dodatkowo do zdjęć pół-na pół (linia wody jest w połowie obiektywu) miałem filtr połówkowy szary.
Niestety brak przygotowania zrobił swoje i nie jestem zadowolony z efektów fotografowania pod wodą. Większość zdjęć próbowałem zrobić z kajaka. Uwierzcie mi – nie jest to najlepszy sposób na robienie tego rodzaju zdjęć. Kilka razy o mało co nie wywróciłbym się – woda o temperaturze 1 stopnia nie zachęcała do takich zabaw. Trochę mnie to nastraszyło i starałem się bardzo uważać, co jednak miało negatywny wpływ na moje starania. Z drugiej strony ta wodna otchłań działała na mnie taka paraliżująco, że nie zdecydowałem się w zasadzie na swobodne pływanie w wodzie w moim kombinezonie. Niestety.
Jestem jednak bogatszy o pewne doświadczenia i następnym razem wszystko powinno działać. Tymczasem trenuję z fotografią połówkową w Polsce - mam nadzieję wkrótce pokazać efekty.
...i na wodę
Na kajaku aparat towarzyszył mi przez cały czas. Nie używałem obudowy podwodnej jako zabezpieczenia przed wodą – aparat był schowany w podwójnym worku z hermetycznym zamknięciem. Jeśli tego potrzebowałem, to wyciągałem aparat z worka i robiłem zdjęcia. Jest to niestety mocno irytujące, stąd też na kolejną morską wyprawę zabiorę chyba dodatkowo wodoodpornego dobrego kompakta. Oczywiście nie omieszkam też używać slajdu, ale to jako dodatek.
Na Nowej Zelandii poznałem co oznacza woda morska w aparacie – w taki sposób na kajakach oceanicznych „załatwiłem” dwa aparaty Minolta 7. Na szczęście jeden udało mi się odratować na miejscu...
|
Robiąc zdjęcia z kajaku trzeba się czasami znacznie nagimnastykować. Pomocny jest tutaj obiektyw typu zoom, który zapewnia nam większe możliwości kadrowania. Robiąc zdjęcia trzeba cały czas uważać. W tle jest widoczny lodowiec – fale powodowane odrywaniem się kawałków lodu były odczuwalne już w tej odległości. |
Rozważę też specjalne mocowanie aparatu na kasku na głowie oraz z przodu kajaka. To pozwoli mi na robienie zdjęć w ruchu bez używania rąk. Przydałby się zatem kompakt z wejściem na wężyk elektroniczny (np. z interwałometrem) lub na pilota. Nie wiem czy taki kompakt istnieje (może też być z gorącą stopką i dokupionym wyzwalaczem radiowym).
Pomimo różnych ograniczeń zdjęcia na kajakach oczywiście robiłem, a jakże.
Próbowałem też robić zdjęcia z pokładu promu, którym płynęliśmy do Nuuk. Ze statywu oczywiście. Obawiałem się, że zdjęcia będą poruszone, ale niczego takiego nie stwierdziłem. Używałem czulszych slajdów Provia 400 i Agfa Scala 200. Z aparatem cyfrowym też nie powinno być żadnych problemów przy tej czułości – jeśli dodamy do tego jeszcze stabilizator obrazu (czy to w aparacie, czy też w obiektywie) to problem w zasadzie znika. Oczywiście wszystko to działo się przy spokojnym morzu. Prom się bujał, ale majestatycznie.
O archiwizacji słów kilka
Slajdów archiwizować nie trzeba. ale warto jednak pozostawić niewywołane rolki w plastikowych pudełkach. Zabezpiecza to rolki przez kurzem i innymi czynnikami , które niekorzystnie mogą wpłynąć na wywołanie slajdów.
Co do plików cyfrowych, to nie robiliśmy aż tak dużo cyfrowych zdjęć, aby to był większy problem. Ogólnie jednak, aż dwa razy (na trzy próby) nie mogliśmy przegrać swoich pełnych kart ze względu na niekompatybilność sprzętu. Trzeba zatem zabierać przenośne dyski z możliwością przegrywania kart. Kolejny ciężar i kolejny gadżet. I potrzebuje elektryczności.
Wyprawa pozwoliła mi (podobnie jak poprzednie) zrewidować pewne kwestie sprzętowe i związane z fotografią jako taką. Mam nadzieję, że doświadczenie, które wyniosłem z tej wyprawy zaowocuje lepszymi zdjęciami podczas kolejnej. Cały czas jednak sprawdza się przysłowie: "bez pracy nie ma kołaczy". Jeżeli zatem zależy nam na dobrych zdjęciach, to najczęściej trzeba na nie mocno zapracować!
O tym, jak zorganizować fotograficzną wyprawę marzeń odległy zakątek świata, Łukasz Kuczkowski opowiada w artykule
Jedziemy na Grenlandię, czyli jak zrealizować fotograficzne marzenie.
Strona wyprawy: www.grenlandia2010.pl Zobacz także:TEST: Nikon D5100 - pierwsze wrażenia i zdjęcia testoweNikon D7000 – lustrzanka to systemD7000 - filmowanie według NikonaNikon D7000 - rozwiń skrzydła!Jedziemy na Grenlandię, czyli jak zrealizować fotograficzne marzenieNikon D300s: pierwsze wrażenia i zdjęcia testowe – poprawianie dobrego