Brak efektu pozornego wydłużenia ogniskowej. Obiektywy pełnoklatkowe podłączone do lustrzanek z przetwornikiem APS-C oferują – na skutek ograniczenia obszaru, na który rzutowany jest obraz – mniejsze pole widzenia, niż gdy współpracują z aparatem typu Full Frame. W efekcie fotografując np. Canonem 40D z obiektywem o ogniskowej 50 mm (a więc standardowej dla aparatu małoobrazkowego) otrzymujemy zdjęcie, jakie wykonalibyśmy za pomocą Canona EOS 5D z hipotetycznym obiektywem 80 mm. Zjawisko to może być szczególnie uciążliwe dla osób korzystających z obiektywów szerokokątnych – aby na lustrzance niepełno klatkowej uzyskać obraz typowy dla obiektywu 24 mm, muszą oni zaopatrzyć się w dość nietypowe "szkło" o ogniskowej 15 lub 16 mm.
|
Choć trudno w to uwierzyć, to ujęcie przedstawiające rynek wrocławski wykonano obiektywem o ogniskowej ustawionej na 70 mm. Mimo tak ''ciasnego'' odwzorowania, w kadrze zmieściło się bardzo dużo informacji. Aparat: Nikon D700. |
Obecnie problem ten jest na szczęście znacznie mniejszy niż kiedyś, ponieważ każdy producent optyki (zarówno „systemowy” jak i niezależny) ma w swojej ofercie modele o ogniskowych dostosowanych do wymagań korpusów cyfrowych. Najpopularniejsze są zarówno ciemne, jak i jasne standardowe zoomy o zakresach 18-50, 17-50 (odpowiedniki 28-75 w aparatach 35 mm) oraz 50-200, ale nie brak też takich obiektywów, jak telezoom
Sigma 50-150mm F2.8 EX DC APO HSM (pełni rolę klasycznej konstrukcji 70-200 mm f/2.8), stałoogniskowe
Sigma 30mm F1.4 EX DC HSM („cyfrowy standard”) lub Pentax smc-DA*55mm F1.4 SDM (obiektyw portretowy). Nie zmienia to jednak faktu, że interesujących konstrukcji typu Full Frame jest po prostu więcej, niż produkowanych zaledwie od kilku lat modeli niepełnoklatkowych.
Zamieszanie z głębią ostrości
Ze zjawiskiem pozornego zwiększenia się ogniskowej obiektywów wiąże się też efekt, który opisał Marcin Pawlak w artykule pt.
OBALAMY MITY: Głębia ostrości w lustrzankach cyfrowych. Polega ono na uzyskiwaniu za pomocą aparatów cyfrowych z matrycą niepełnoklatkową
większej głębi ostrości na zdjęciach wykonanych obiektywem o danej jasności w porównaniu do takiego samego (lub choćby zbliżonego) kadru zarejestrowanego aparatem małoobrazkowym.
|
Przykład wykorzystania obniżonej głębi ostrości w fotografii portretowej. Wykonanie takiego zdjęcia aparatem z niepełną klatką nie jest niemożliwe, a jedynie nieco trudniejsze niż w przypadku aparatu 35 mm. |
Zjawisko to stało się podstawą do twierdzenia (niezbyt precyzyjnego i w gruncie rzeczy nieprawdziwego), jakoby niepełnoklatkowe lustrzanki cyfrowe odznaczały się większą głębią ostrości od swoich odpowiedników typu Full Frame. Z tego punktu widzenia do zdjęć wymagających niewielkiej głębi ostrości, takich jak np. portrety lepiej nadaje się aparat pełnoklatkowy (a jeszcze bardziej średnio- lub wielkoformatowy – ale to zupełnie inna historia). Nie znaczy to jednak, że lustrzanką z matrycą APS-C nie uzyskamy odpowiednio niskiej głębi ostrości. Może to jednak wymagać zastosowania jaśniejszego obiektywu i/lub zmiany położenia w stosunku do fotografowanego obiektu.
Mniejsze szumy, lepsza jakość obrazu – czy aby na pewno?
Kiedy trzy lata temu na rynku ukazał się Canon EOS 5D, jego użytkownicy zachwyceni byli
pozbawionym szumów obrazem, odwzorowaniem kolorów oraz detali. W wielu przypadkach stało się to punktem wyjścia dla rozważań na temat "pełnoklatkowej plastyki obrazu" oraz jej rzekomej wyższości nad wyglądem zdjęć z lustrzanek typu APS-C. Jak wiele takich spekulacji, również i ta utrwaliła się w formie technologicznego mitu.
|
Wieczorne zdjęcie wykonane Nikonem D700 przy czułości 6400 ISO odznacza się bardzo niskim, jak na takie ustawienie, poziomem szumów. Jego doskonała plastyka nie jest jednak bezpośrednio związana z obecnością w aparacie pełnoklatkowego przetwornika obrazu, a jedynie z niewielkim stopniem ''upakowania pikseli''. |