Prezentując nowy korpus przeznaczony dla początkujących fotoamatorów Nikon zaskoczył wszystkich. No właśnie. Nowy? Jeśli przeoczymy zmienioną plakietkę z nazwą modelu najprawdopodobniej pomylimy go z którymś z modeli D40/D40x. Podobieństwo owo nie jest bynajmniej przypadkowe – D60 odziedziczył po linii D40 nie tylko kształty obudowy, będące kolejnym nawiązaniem do projektów opracowanych przez pracownię słynnego włoskiego stylistę Giorgetto Giugiaro. Podobieństwa nie ograniczają się bynajmniej do obudowy: ta sama jest matryca i większość parametrów użytkowych. Czy zatem Nikon poszedł "na łatwiznę" oferując ten sam aparat z nowym oznaczeniem, w niezmienionym na dodatek opakowaniu?
Tak naprawdę przyczyną konfuzji, jaką wzbudza D60, jest zmiana w numeracji sugerująca, iż otrzymujemy nowy aparat podczas gdy na pierwszy rzut oka widać, iż nowego w nim niewiele. Cóż, prędzej czy później należało zrobić porządek z zamieszaniem, jaki wywołało wprowadzenie pary korpusów D40/D40x. Tyle, że sposób, w jaki Nikon ów porządek wprowadził, jest chyba równie niefortunny. Jeśli bowiem D40x nie zasługiwał na osobny (względem D40) numerek, to D60 tym bardziej nie zasługuje…
Aby zobaczyć Nikona D60 z wybranej strony najedź kursorem myszy na miniaturkę zdjęcia poniżej. Kliknięcie zdjęcia spowoduje wyświetlenie jego powiększenia.
Podobny, a jednak inny
Co zatem zmieniło się w D60 względem pierwowzoru, jakim jest D40x? Rok zbierania uwag użytkowników pozwolił uwzględnić wiele z nich. Dzięki niepozornemu czujnikowi umieszczonemu poniżej wizjera poprawił się komfort użytkowania aparatu. Jedną z najczęściej kierowanych pod adresem D40(X) pretensji było oślepianie przez włączony stale wyświetlacz informacyjny. Nikon usunął tę usterkę w D60: wspomniany czujnik wykrywa zbliżenie aparatu do twarzy i wygasza wyświetlacz podczas kadrowania zdjęcia. Przy okazji mechanizm ten przyczynia się do oszczędzania energii wyłączając wyświetlacz, gdy ten jest niewidoczny, np. przyciśnięty do ciała.
|
Dwa niepozorne punkciki poniżej wizjera to czujnik zbliżeniowy wyłączający ekran aparatu. |
Taki sposób wygaszania wyświetlacza pozwolił też zmienić funkcję przycisku umieszczonego po lewej stronie spustu – teraz nie służy on włączaniu wyświetlacza, a pozwala włączyć funkcję Active D-Lighting. Nieco zmienił się kształt pokrętła wyboru trybu pracy aparatu, ale to już czysta kosmetyka.
Tak jak w wypadku D40(x), D60 pozbawiony został górnego wyświetlacza pokazującego aktualne parametry wykonywanego zdjęcia – jego rolę przejął duży, tylny ekran LCD, wyświetlający w zależności od trybu pracy aparatu: bieżące parametry, podgląd wykonanego zdjęcia, bądź menu ustawień aparatu. W stosunku do D60 zmienił się jednak jego wygląd. Przede wszystkim – po raz pierwszy w aparacie Nikona – zostało ono sprzężone z czujnikiem orientacji aparatu. Dzięki temu, gdy obrócimy aparat do pozycji pionowej, menu aparatu również zostaje obrócone – tyle że w przeciwnym kierunku. Dzięki temu możemy z niego wygodnie korzystać niezależnie od pozycji aparatu. Pomysł genialnie prosty i zrealizowany po raz pierwszy przez Minoltę w modelu Dynax 7D (i wykorzystywany do tej pory przez Sony) – dobre pomysły warto naśladować.
Przybyło trybów wyświetlania menu informacyjnego. Tak jak w serii D40, dla trybów PASM oraz tematycznych można osobno wybrać menu klasyczne lub graficzne, jednak w D60 można dodatkowo wybrać jeden z trzech schematów barwnych. W trybie graficznym oprócz poprawionej animacji przysłony pojawił się widok kółka trybów aparatu, animowany zgodnie z ruchem rzeczonego kółka w rzeczywistości. Rzecz bardzo przydatna np. przy fotografowaniu w nocy.
Ogólnie jednak sposób obsługi D60 nie zmienił się w stosunku do pierwowzoru. Brak osobnych przycisków służących do wyboru punktu pomiaru światła, balansu bieli, trybu wykonywania zdjęć, wielkości i jakości zapisywanych fotografii oraz przełączania trybu pracy aparatu (zdjęcia pojedyncze, seryjne, samowyzwalacz, zdjęcia z pilotem). Parametry te ustawiamy korzystając z głównego wyświetlacza aparatu.
|
Animowany widok pokrętła trybów ułatwia korzystanie z aparatu. |
Taki sposób nawigacji jest typowy dla aparatów amatorskich, gdyż można go szybko i intuicyjnie panować. Wszystkie ustawienia zgromadzone w jednym miejscu, nie trzeba się zastanawiać, który przycisk nacisnąć, aby ustawić balans bieli, a który, by zmienić sposób pomiaru światła. Dla bardziej zaawansowanych użytkowników może być jednak męczący. Na szczęście wspomniany już czujnik zwalnia nas z konieczności włączania wyświetlacza, jednak i tak trzeba go każdorazowo przełączyć w tryb zmiany ustawień. Na szczęście aparat pamięta, jaki parametr zmienialiśmy ostatnio, i automatycznie zaznacza go po powtórnym wejściu do menu. Początkującym użytkownikom nie będzie to przeszkadzać. Oni i tak będą się długo zastanawiać nad każdą zmianą, a i metoda "jedna zmiana na raz" jest jak najbardziej wskazana w trakcie nauki.
Niezmieniona pozostała jedna z bolączek korpusów serii D40, a mianowicie niewielkie możliwości zmiany roli pełnionej przez przycisk funkcyjny. W dalszym ciągu przypisać można mu jedynie niektóre parametry: ryb pracy aparatu, samowyzwalacz, jakość i wielkość zdjęcia oraz balans bieli i czułość matrycy. Dlaczego jednak nie znalazły się wśród nich tryb pomiaru ekspozycji i autofokusa?
D60 odziedziczył po protoplaście również inne denerwujące cechy interfejsu użytkownika. Po parametrach zdjęcia w obrębie ekranu informacyjnego nawigujemy dwukierunkowym manipulatorem. Dlaczego jednak, skoro wzdłuż listy parametrów zaznaczenie przesuwamy tylko w jednym kierunku, nie możemy od razu korzystając z manipulatora w drugiej osi zmienić wartości wybranego parametru?
|
Przycisk po lewej stronie spustu ma teraz inną funkcję - służy do włączania funkcji Active D-Lighting. |
Czas reakcji wyświetlacza jest lepszy niż w D40, ale wciąż nie można go uznać za zadowalający. Owszem, włącza się szybko, również przejście pomiędzy poszczególnymi trybami wyświetlania (ekran informacyjny, menu ustawień, podgląd wykonanych zdjęć) następuje natychmiast. W czym zatem problem? Otóż przy wprowadzaniu korekty ekspozycji aktualizacja jej wartości na wyświetlaczu ma wyraźny "poślizg" względem tego, co możemy zaobserwować w wizjerze. Nie jest on tak duży, jak miało to miejsce w D40, ale jest wciąż zauważalny i – nie ma co ukrywać – denerwujący.
Poprawiono natomiast inną irytującą cechę D40 – ekran aparatu nie jest już wygaszany podczas przełączania pomiędzy trybami kreatywnymi P/A/S/M a trybami tematycznymi.