Poprzednik testowanego przez nas aparatu, Nikon D200, zdobył sobie (w pełni zasłużoną) opinię wyjątkowo dobrze zaprojektowanego korpusu, i tym samym poprzeczkę dla swego następcy zawiesił wysoko. Nic dziwnego zatem, że nowy korpus Nikona swą "przynależność rodową" zdradza już na pierwszy rzut oka. Bryła korpusu to szlifowany od lat projekt Giugiaro, przeszła jedynie "lifting" skutkujący wygładzeniem kantów. Również wielkość aparatu pozostała bez większych zmian – jest on rozmiarami i wagowo zbliżony do Olympusa E-3, wyraźnie zaś większy (i cięższy) od Sony A700.
Niektóre elementy sterujące zmieniły miejsce, jak choćby przyciski uruchamiania autofokusa i blokady ekspozycji, zmienił się też kształt przycisków. Na pochwałę zasługuje dopracowanie niektórych detali, jak choćby "zatyczek" chroniących gniazda zdalnego sterowania i studyjnych lamp błyskowych. Dotychczas stosowane, bardzo profesjonalnie wyglądające, wkręcane zatyczki błyskawicznie ginęły (dlatego wielu fotografów mocowało je na "smyczach" z żyłki lub cieniutkiej linki). W D300 zastąpione zostały gumowymi zaślepkami "na uwięzi", ciasno wchodzącymi na swoje miejsce (co powinno służyć ich szczelności). Przy okazji gniazdo synchronizacji zewnętrznych lamp błyskowych "przewędrowało" na przednią ściankę korpusu.
|
Tradycyjne, wkręcane zatyczki zastąpione zostały gumowymi zaślepkami ''na uwięzi''. |
Trzymanie się pierwotnego projektu nie zawsze wyszło jednak D300 na zdrowie. Selektor rodzaju pomiaru oświetlenia, otaczający przycisk AEL/AFL, pozostał taki sam jak w D100 i D200. O ile latem osoba o zgrabnych i silnych palcach może nim sprawnie operować, zimą w grubych rękawicach jesteśmy bez szans. Opór pokrętła jest tak duży, iż nawet grube karby nie ułatwiają jego przekręcenia. Jest zrozumiałe, że brakło miejsca na "wajchę" znaną z D2X czy D3, ale wystarczyłoby do istniejącego pokrętła dodać niewielką wypustkę, podobną choćby do tej zastosowanej w przez Sony w korpusie A700.
|
Selektor rodzaju pomiaru światła trudno jest przekręcić w grubych, zimowych rękawicach. |
Zmieniło się również wyprofilowanie uchwytu. Dodanie wgłębienia pod palcami z przodu korpusu jest niewątpliwie uzasadnione, gdyż ułatwia trzymanie aparatu w opuszczonej swobodnie ręce. Zmiana wyprofilowania tylnej części uchwytu nie wszystkim natomiast przypadła do gustu. Niektórzy z tych, którym D200 "kleił" się do dłoni narzekają, że D300 "to już nie to" i ostry kant pod kciukiem ich uwiera.
|
Nikon D300 jest wyraźnie większy niż Sony A700 |
W porównaniu do D200 lepiej na pierwszy rzut oka wygląda słynna "guma". Niezorientowanym przypomnijmy, iż chodzi o gumową okładzinę uchwytu: począwszy od modelu D1 na D2X i D200 kończąc odklejała się ona na potęgę, budząc uzasadnioną wesołość u użytkowników aparatów konkurencyjnych producentów. Odczucia właścicieli wspomnianych aparatów Nikona były, jak się nietrudno domyśleć, zasadniczo odmienne... W D300 okładzina owa wygląda na dużo solidniej przyklejoną (a jednak dało się?), również wspomniane wcześniej wgłębienie pod palce może zwiększyć stabilność jej mocowania. Jak jednak będzie w rzeczywistości, przekonamy się za kilka miesięcy. Nam w każdym razie się nie odkleiła...