Poradnik kupującego ABC fotografii – kompozycja
Strona główna  >  Teoria  >  Książki i albumy  >  Recenzja: Nieznane twarze Marilyn Monroe


Jeśli chcesz być na bieżąco z tym,
co dzieje się w świecie fotografii oraz otrzymywać informacje o nowych artykułach publikowanych w naszym serwisie, zapisz się do FOTOlettera.


Zapisz Wypisz

Porównywarka Porównywarka kompaktów Porównywarka kompaktów Porównywarka lustrzanek Porównywarka obiektywów
Czy wiesz, że ...
Olympus E-3 dzięki swojej budowie jest wyjątkowo odporny na niesprzyjające czynniki zewnętrzne, takie jak kurz i woda?
Polecamy

Patagonia 2012

FotoGeA.com O fotografowaniu i podróşach

Akademia Fotoreportażu

FotoIndex

Chronoskron

Foto moon pl
 
Kurs Fotografii Warszawa

Recenzja: Nieznane twarze Marilyn Monroe
Autor: Katarzyna Stodolska


« poprzednia strona 1|2 następna strona »

Tak naprawdę dopiero dzięki dziennikarzom dotarło do mnie, że chyba jestem gwiazdą. Mam na myśli mężczyzn, nie kobiety, które robiły ze mną wywiady i były przy tym ciepłe, przyjacielskie. Zresztą wielu mężczyzn z prasy, jeśli nie mają na moim punkcie jakiejś osobistej fiksacji, też jest bardzo ciepłych i miłych. Mówili mi: „Wiesz, jesteś jedyną gwiazdą”. Ja na to: „Gwiazdą?”, a oni patrzyli na mnie tak, jakbym zbzikowała. Na swój sposób uświadomili mi, że stałam się sławna.
 
Pamiętam dzień, kiedy dostałam rolę w filmie Mężczyźni wolą blondynki. Jane Russell była w nim brunetką, ja blondynką. Ona wzięła za ten film dwieście tysięcy dolarów, a ja dostawałam swoje pół tysiąca na tydzień, ale dla mnie stanowiło to znaczną sumę. Jane była dla mnie bardzo miła. Nie mogłam tylko dostać własnej garderoby. W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam: „Słuchajcie, to ja jestem blondynką, a przecież Mężczyźni wolą blondynki!”. Oni ciągle mi powtarzali: „Pamiętaj, nie jesteś gwiazdą”, więc powiedziałam: „Nieważne, czy jestem gwiazdą, czy nie, jestem blondynką!”.

Something’s Got to Give costume test, April 10, 1962 (author’s collection)

Chciałabym powiedzieć ludziom, że jeśli faktycznie jestem gwiazdą, to oni mnie nią uczynili. Do studia dotarła reakcja wielbicieli, przyszło dużo listów od fanów, na premierach właściciele sieci kin chcieli mnie poznać. Nie wiedziałam dlaczego. Kiedy się na mnie rzucali, patrzyłam na tłum, żeby sprawdzić, kto w nim jest, i myślałam: „Wielkie nieba!”. Bałam się śmiertelnie. Miałam wrażenie – które czasem wciąż do mnie wraca – że kogoś oszukuję. Nie wiem kogo, może samą siebie.
 
Zawsze wczuwałam się we wszystkie nawet najbłahsze sceny, choćby moja rola ograniczała się do tego, że wchodzę i mówię „cześć”. Ludzie powinni dostać to, za co zapłacili, i moim obowiązkiem jest dać im tyle, ile tylko zdołam. Czasem, kiedy gram w scenach mających duże znaczenie, z którymi wiąże się duża odpowiedzialność, mówię sobie: „O rany, gdybym tak była sprzątaczką…”. W drodze do studia widzę kogoś sprzątającego i myślę: „To chciałabym robić. To są moje ambicje życiowe”. Ale chyba wszyscy aktorzy przez to przechodzą. Nie tylko chcemy, ale musimy być dobrzy.
 
Jeśli chodzi o tremę, to czasem mówiłam mojemu nauczycielowi Lee Strasbergowi: „Nie wiem, co się ze mną dzieje, jestem trochę podenerwowana”, a on odpowiadał: „Gdybyś nie była, mogłabyś sobie dać spokój z tą pracą, bo zdenerwowanie oznacza wrażliwość”. Każdy aktor ciągle prowadzi niewyobrażalną wojnę z nieśmiałością. Tak jak bawiące się dzieci mamy w środku cenzora, który mówi nam, do jakiego stopnia możemy przestać się kontrolować. Ludziom chyba się wydaje, że my tak po prostu wchodzimy na plan i gramy z marszu. Ale to jest prawdziwa walka. Jestem jedną z najbardziej samoświadomych osób na świecie. Naprawdę muszę walczyć.

Arriving at Madison Square Garden to sing ''Happy Birthday'' to President Kennedy, New York City, May 19, 1962 (author’s collection)

Blaski i cienie aktorstwa
Aktor to nie maszyna, choćby wszyscy mu to wmawiali. Kreatywność zaczyna się od poczucia człowieczeństwa, a kiedy jesteś istotą ludzką, odczuwasz i cierpisz. Bywasz wesoły, chory, zdenerwowany itp. Jak każda twórcza osoba chciałabym mieć nad tym trochę większą kontrolę. Byłoby mi wówczas łatwiej na hasło reżysera: „Jedna łza, teraz”, wypuścić tę jedną łzę. Ale kiedyś pociekły dwie łzy, bo pomyślałam sobie: „Jak on śmie?”.
 
Goethe powiedział, że talent rozwija się w odosobnieniu, wie pan? Rzeczywiście tak jest. Większość ludzi chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że aktor potrzebuje samotności. Gdy grasz, jest prawie tak, jakbyś pozwalał światu na krótką chwilę wejrzeć w swoje prywatne tajemnice. Ale wszyscy ciągle naciskają. Każdy chciałby sobie wziąć kawałek ciebie.
 
Myślę, że kiedy jesteś sławny, wyolbrzymia się każdą twoją słabość. Przemysł filmowy powinien być jak matka, której dziecko wpadło pod samochód. Ale zamiast przycisnąć to dziecko do piersi, oni je karzą. Nie masz prawa się przeziębić. Jak śmiesz! Producent może mieć katar, może zadzwonić, powiedzieć, że nie przyjdzie, i siedzieć w domu, ile chce, ale aktor nie ma prawa się przeziębić ani złapać wirusa. Wie pan, chory człowiek czuje się paskudnie. Czasem myślę sobie: o rany, szkoda mi ich, że muszą grać w komedii z gorączką i infekcją wirusową. Nie jestem aktorką, która pojawia się w studiu tylko z powodu poczucia dyscypliny. Takie podejście nie ma absolutnie nic wspólnego ze sztuką. Sama chciałabym być w pracy bardziej zborna, ale przychodzę po to, by występować, a nie by być dyscyplinowana przez studio! Nie jestem przecież w szkole wojskowej. To ma być pewna forma sztuki, a nie produkcja fabryczna. Ta sama wrażliwość, która pozwala mi grać, każe mi tak¬że protestować. Aktor ma być ponoć wrażliwym instrumentem. Isaac Stern bardzo dba o swoje skrzypce. Co by było, gdyby każdy po nich skakał?


Ludzie mają naprawdę dziwaczne problemy, o których nigdy nikomu by nie powiedzieli. Jeden z moich problemów ujawnia się publicznie: jestem spóźnialska. Niektórzy myślą chyba, że to przejaw arogancji, ale tak naprawdę jest całkiem odwrotnie. Nie ogarnęła mnie ta wielka, amerykańska gorączka, że ciągle trzeba biegać i pędzić właściwie bez konkretnego powodu. Ja przede wszystkim chcę być przygotowana, tak by po wejściu na plan zagrać najlepiej, jak potrafię. Wiele osób przychodzi na czas, ale nic nie robi. Widziałam to na własne oczy. Wie pan, siedzą, plotkują, gadają o jakichś sprawach z ich życia towarzyskiego. Gable powiedział kiedyś o mnie: „Kiedy Marilyn przychodzi, to naprawdę jest. Jest całą sobą! Przychodzi, żeby pracować”.
 
Byłam zaszczycona, gdy poproszono mnie o występ na wiecu prezydenckim w Madison Square Garden. Tuż przed tym, jak miałam zaśpiewać Happy Birthday, zrobiło się kompletnie cicho, tak że gdybym miała na sobie halkę, tobym pomyślała, że na pewno prześwituje albo coś w tym rodzaju. Pomyślałam sobie: „O rany, a co, jeśli nie wydam z siebie głosu?!”.
Taka cisza na widowni mnie ogrzewa. Bierze mnie w objęcia. Pomyślałam sobie wtedy: „Na Boga, zaśpiewam tę piosenkę dla tych wszystkich ludzi, choćby to miało być ostatnie, co zrobię w życiu”. Rozejrzałam się po sali, popatrzyłam w górę i w dół i pomyślałam: „Tam bym właśnie siedziała, wysoko na widowni, z biletem wstępu za dwa dolary”.
 
Po wiecu było coś w rodzaju przyjęcia. Poszłam na nie z moim byłym teściem Isadore’em Millerem i spotykając się z prezydentem, chyba popełniłam gafę. Zamiast się przywitać, powiedziałam tylko: „To jest mój były teść Isadore Miller”. Ma jakieś siedemdziesiąt pięć czy osiemdziesiąt lat, w Stanach znalazł się jako imigrant i pomyślałam, że to będzie dla niego wielkie przeżycie, o którym opowie swoim wnukom i w ogóle. Powinnam była powiedzieć: „Dobry wieczór, panie prezydencie”, ale śpiewanie miałam już za sobą, więc chyba nic się nie stało. Zdaje się, że nikt nie zauważył.
''Metamorfozy. Marilyn Monroe'' - to niezwykle mocne, międzynarodowe otwarcie obchodów przypadającej w 2012 roku 50. rocznicy śmierci Marilyn Monroe. Ta przepięknie wydana książka będzie idealnym prezentem w przystępnej cenie.
Tytuł: Metamorfozy. Marilyn Monroe
Autor: David Wills

Tłumaczenie: Dariusz Żukowski
Liczba stron: 320
Format: 206x263 mm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-240-1857-4
Opracowanie graficzne: Paweł Panczakiewicz / PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Znak
Data premiery na rynku polskim: 10 listopada 2011
Cena: 59,90 zł

Więcej informacji o książce: www.znak.com.pl

Zobacz także:
Panoramy w fotografii podróżniczej
TEST: Nikon V1, czyli debiut nowego systemu
Fotografia podróżnicza - porady na dobry początek
Neutralne filtry szare połówkowe w fotografii krajobrazowej
TEST: Sony NEX-5N – udana modernizacja
MAKRO – kilka porad na dobry i... tani początek
Rajd Dolnośląski - warsztaty fotograficzne w wydaniu Akademii Nikona
TEST: Olympus PEN E-P3 - alternatywa dla lustrzanki
Sony Alpha SLT-A77: pierwsze wrażenia i zdjęcia testowe
Recenzja: Rod Edwards – "Fotografuj ludzi jak profesjonalista"
Recenzja: Joe McNally –"Uchwycić moment" – sekrety pracy jednego z najlepszych światowych fotografów
Recenzja: "Makijaż fotograficzny" – E. Sokólska, J. Grąbczewski


« poprzednia strona 1|2 następna strona »
Powrót do listy artykułów
Konkurs  Konkurs
Nocą wszystko wygląda inaczej

Pod osłoną nocy świat wygląda inaczej. Przenikają go miejskie światła, iluminacje budynków i głębia czerni. Fotografowanie przy słabym oświetleniu nie należy do najłatwiejszych, ale może przynieść fantastyczne, oryginalne efekty i wiele radości. Zabierzcie aparaty na nocną wyprawę i pokażcie, co uda Wam się uchwycić!
Nocą wszystko wygląda inaczej
 
Ostatnio dodane zdjęcie:
[30.11.2018]
Autor:
Ilona Idzikowska
 
Dodaj swoje zdjęcie
Przejdź do galerii
Poprzednie konkursy
Nagrody w konkursie

 


AKTUALNOŚCI | SPRZĘT | EDYCJA OBRAZU | TEORIA | PRAKTYKA | SZTUKA
Mapa serwisu mapa serwisu Reklama reklama Kontakt kontakt
Czas generacji: 1.922s.