VF-2 – wizjer (prawie) doskonały
Chociaż zastosowany w E-P3 ekran OLED można obserwować pod bardzo dużym kątem nie oznacza to bynajmniej, że korzystanie z niego jest w każdej sytuacji najbardziej komfortowym rozwiązaniem – niekiedy optyczny czy elektroniczny wizjer, który można przyłożyć do oka sprawdza się dużo lepiej. Z tego powodu
do E-P3 można podłączyć opcjonalny, elektroniczny wizjer. Do wyboru mamy znany już od pewnego czasu VF-2 oraz zaprezentowany ostatnio VF-3 – my mieliśmy możliwość przetestowania aparatu z tym pierwszym. VF-2 wyświetla obraz o rozdzielczości 800x600 pikseli (1,4 miliona punktów), a powiększenie obrazu widzianego w okularze to 1,14x –
wrażenia są jak z dobrej klasy lustrzanki. Dodatkowo w menu aparatu możemy regulować jasność i kolorystykę wyświetlanego obrazu. Wizjer
można odchylać do 90 stopni w górę, co zwiększa możliwości wygodnego kadrowania w nietypowych pozycjach oraz ma
możliwość regulacji dioptrycznej, co jest ważne dla osób z wadą wzroku. Bez problemu możemy również fotografować w okularach, gdyż obraz można obserwować z dużej odległości.
|
Możliwość odchylania wizjera pozwala na wygodne kadrowanie w nietypowych pozycjach aparatu. |
Stosowanie tego wizjera w modelu E-P2 sprawiało ten problem, że wykluczało korzystanie z lampy błyskowej. Ponieważ w E-P3 mamy wbudowaną lampę, zastrzeżenie to stało się nieaktualne. W zasadzie jedyne, do czego można mieć uwagi, to blokada mocowania wizjera w sankach – a w zasadzie jej brak. Z tego powodu przy założonym wizjerze trzeba zwracać baczną uwagę, by się nie zsunął z aparatu wskutek zahaczenia o ubranie czy też przy wyjmowaniu z torby. Widać, że jest to częste zastrzeżenie użytkowników tego wizjera, gdyż przedstawiony niedawno VF-3 wyposażono już w stosowne zabezpieczenie.
|
Korzystanie z wbudowanej lampy błyskowej nie koliduje z elektronicznym wizjerem. |
Podczas pracy z wizjerem wyszła na jaw pewna niedogodność związana z przeprojektowaniem elementów kontrolnych korpusu. By zwolnić miejsce na wbudowaną lampę błyskową, przeniesiono pokrętło wyboru ustawień aparatu na prawą stronę korpusu, co z kolei wymusiło migrację włącznika aparatu w pobliże przycisku Fn2, który zwykle aktywuje funkcję korekty ekspozycji bądź podgląd głębi ostrości. Korzystając z wizjera, łatwo je jednak pomylić, co skutkuje niespodziewanym wyłączeniem aparatu w najmniej oczekiwanym momencie.
Filmowanie – z cichym i skutecznym autofokusem
Aparaty cyfrowe, w tym bezlusterkowce, coraz częściej wykorzystywane są jako substytut kamery filmowej i to nie tylko amatorskiej. Pierwsze PEN-y budziły pod tym względem mieszane uczucia – możliwość pracy w pełnym trybie manualnym czy półautomatyce przysłony lub czasu cieszyły się powszechnym zainteresowaniem, ale zniechęcał mało skuteczny autofokus i głośna praca obiektywu. Co się pod tym względem zmieniło w trzeciej generacji PEN-ów?
Przede wszystkim, autofokus. Po części to zasługa obiektywów z napędem MSC – dźwięk pracującego mechanizmu, chociaż można go usłyszeć po uważnym wsłuchaniu się, nie wyróżnia się ponad szum tła. Sam
autofokus pracuje płynnie i dość pewnie, dzięki czemu brak na filmie szarpnięć sygnalizujących pracę układu AF. Jeśli nawet aparat "gubi" ostrość, a następnie jej "szuka", odbywa się to płynnie, co jest dużo przyjemniejsze wizualnie. Równie
płynna jest zmiana otworu przysłony, gdy filmujemy w trybie pełnej automatyki bądź priorytetu czasu.
Podczas przesłuchiwania nagranego materiału w poszukiwaniu odgłosów pracy aparatu znaleźliśmy dość niespodziewane źródło hałasów. Otóż są nim metalowe oczka, służące do mocowania paska. O ile swą podstawową funkcję pełnią świetnie (pozwalają na podpięcie paska z karabinkami), to przy każdym ruchu aparatu słychać ich klekot w metalowych gniazdach – przydała by się im wyściółka z tworzywa. Wbudowany mikrofon wyraźnie rejestruje również szum wiatru na obudowie aparatu. Niestety, brak wciąż wbudowanego gniazda zewnętrznego mikrofonu, by z niego skorzystać trzeba się posiłkować przystawką podłączaną do portu akcesoriów.
Zmienił się również format zapisywania materiału filmowego. Do dyspozycji mamy pełną rozdzielczość HD 1920x1080 (dostępna jest też niższa 1280x720) przy 60 kl./s (z przeplotem), materiał kompresowany jest kodekiem H.264 zgodnie ze specyfikacją AVCHD. Do wyboru mamy
dwa stopnie kompresji. Jeśli jest to zbyt obciążający dla naszego komputera sposób zapisu, możemy również skorzystać z formatu Motion JPEG (dostępne są rozdzielczości 1280x720 oraz 640x480 przy 30 kl./s). Stereofoniczny dźwięk zapisywany jest w formacie Dolby AC3.
Podczas nagrywania filmów można stosować wszystkie filtry artystyczne i nakładane efekty takie, jak ramka czy winieta, jednak w wypadku większości z nich odbywa się to kosztem spadku liczby rejestrowanych w ciągu sekundy klatek. Z największym spadkiem mamy do czynienia w wypadku filtru Fotografia otworkowa – w tym trybie aparat rejestruje mniej więcej dwie klatki na sekundę co powoduje, że mamy do czynienia raczej z fotografia poklatkową niż z filmem. Sytuacja nieco poprawia się, jeśli korzystamy z zapisu w formacie Motion JPEG, jednak filtry takie, jak Zmiękczenie ostrości, Fotografia otworkowa i Diorama w dalszym ciągu zmniejszają płynność nagrywanego obrazu.
|
Nakładanie różnych filtrów pozwala uzyskać ciekawe efekty wizualne – tu Fotografia otworkowa połączona z Cross Processem oraz nałożoną ramką. |
Większym problemem jest to, że aparat nie radzi sobie z ruchem aparatu w trakcie filmowania, i nie chodzi tu bynajmniej o stabilizację obrazu, a o tzw. efekty "rolling shutter" oraz "jello", które są skutkiem sposobu odczytywania danych typowego dla matrycy CMOS. Nie wnikając w szczegóły techniczne, objawiają się one pochylaniem pionowych obiektów podczas poziomego ruchu aparatu i "pływaniem" obrazu podczas ruchu pionowego. Powoduje to, że ruchy aparatu podczas filmowania muszą być powolne i bardzo płynne.
PEN po raz trzeci
Stwierdzenie "do trzech razy sztuka" należy chyba do najczęściej nadużywanych. W wypadku aparatu PEN E-P3 trudno jednak o lepiej pasujące. W trzeciej generacji flagowca linii PEN
producentowi udało się zrealizować większość postulatów wysuwanych przez użytkowników poprzednich wersji. Aparat w końcu doczekał się odpowiednio wydajnego procesora, dzięki czemu korzystając z filtrów artystycznych mamy prawie płynny podgląd obrazu, a nie serie stopklatek. Uzupełnia go szybki i pewny autofokus działający sprawnie, co ważne, również w trybie filmowania.
Świetny wyświetlacz OLED zapewnia możliwość obserwacji kadru pod niemal dowolnym kątem, a dotykowe sterowanie zrealizowano w sposób funkcjonalny, lecz nienachalny. Jeśli ten sposób sterowania nam jednak nie pasuje, bez problemu wszystkie funkcje można obsługiwać w tradycyjny sposób. Pewnym mankamentem dotykowego wyświetlacza jest jednak brak skutecznej warstwy przeciwodblaskowej, znanej z innych aparatów Olympusa.