…i rzeczy zaskakujące
Jednym z bardziej kontrowersyjnych elementów nowego aparatu jest matryca światłoczuła. Nie dość, że jest to jedynie (!?) sześciomegapikselowy przetwornik CCD, to jeszcze żywcem przypominający ten stosowany w aparatach D70/D50. Oferowanie matrycy o tak niewielkiej, jak na dzisiejsze czasy, liczbie pikseli wydawać się może marketingowym samobójstwem. W końcu potencjalni klienci od lat przechodzą regularne pranie mózgu, w trakcie którego przekonuje ich się, że im więcej megapikseli, tym lepszy otrzymamy obraz. Jeśli jednak Nikon dobrze rozegra tę partię, uda mu się wykreować wizerunek "ostatniej rozsądnej firmy".
|
Wydawać by się mogło, że sześciomegapikselowa matryca we współczesnej lustrzance to nieporozumienie. Tymczasem wiekowy sensor, rodem z D70, w nowym korpusie sprawuje się znakomicie. |
Tymczasem tych, którzy zastanawiają się nad kupnem D40, sześciomegapikselowa matryca nie powinna w najmniejszym stopniu niepokoić. Moim zdaniem, w aparacie dla amatora świetnie się on sprawdzi, i to z kilku powodów:
- 90% wykonanych zdjęć nigdy nie zostanie zaprezentowanych w innej formie niż na ekranie monitora czy telewizora,
- większość wykonanych odbitek będzie miała format 10 x 15 cm lub nieznacznie większy,
- duże powiększenia, jeśli powstaną, wylądują na ścianie i nigdy nie będą oglądane z bliska,
- stosowane obiektywy będą najczęściej tanimi, amatorskimi zoomami, których zdolność odwzorowania szczegółów i tak jest zwykle umiarkowana,
- zdjęcia z sześciomegapikselowej matrycy mają umiarkowaną objętość, co oznacza, że karta pamięci więcej ich pomieści.
Wszystko to powoduje, że sześciomegapikselowa matryca powinna spełnić oczekiwania 95% użytkowników aparatu. A co z pozostałymi? Cóż, najwyraźniej to aparat nie dla nich. Jednak oni prawdopodobnie i tak wybiorą inny model, z powodu zupełnie innych ograniczeń D40. A przynajmniej tak byłoby, gdyby polski rynek był tym, na który aparat ten projektowano – ale o tym nieco później.
Tak naprawdę większe obawy niż liczba megapikseli budziła w momencie premiery budowa samej matrycy. Ma ona tę samą konstrukcję, co przetwornik stosowany w D50/D70 – czas ekspozycji poniżej 1/500 s regulowany jest elektronicznie. Biorąc pod uwagę, że poziom szumów pojawiających się na zdjęciach wykonywanych przy wysokich czułościach ISO był jednym z zarzutów najczęściej wysuwanych pod adresem Nikona D70, nie były to obawy zupełnie bezpodstawne. Tymczasem okazało się, że problem zaszumienia zdjęć można z powodzeniem rozwiązać na poziomie sprzętowej obróbki obrazu, wykonywanej przez specjalizowany procesor aparatu. W efekcie aż do czułości 1600 ISO Nikon D40 radzi sobie znakomicie. Barwny szum jest w zasadzie niewidoczny, a monochromatyczny ma postać przyjemnego i łatwego do zaakceptowania ziarna. "Podbijana" czułość 3200 ISO nie sprawuje się już tak dobrze – natężenie barwnych zakłóceń jest na tyle duże, że ustawienia HI-1 powinniśmy używać tylko w razie konieczności.
|
Nikon D40 to kolejny dowód, że w kwestii zaszumienia zdjęć najwięcej można uzyskać stosując odpowiednią obróbkę obrazu pochodzącego wprost z matrycy. Pomimo długiego czasu ekspozycji i czułości 1600 ISO, na powiększonej fotografii (piksel obrazu = piksel zdjęcia) szum barwny praktycznie nie występuje. |
Dobry układ obróbki obrazu ma również pozytywny wpływ na szczegółowość zdjęć. Odpowiednie algorytmy obliczeniowe pozwoliły tak dobrać charakterystykę filtra dolnoprzepustowego umieszczonego przed matrycą, by zachować na zdjęciach jak najwięcej detali, a przy tym uniknąć zjawiska mory (barwnych prążków interferencyjnych, powstających na powierzchniach o drobnej, powtarzalnej fakturze).
Drugim elementem, który wywołał zamieszanie, jest układ napędu obiektywów typu AF, a właściwie jego brak. Jest to detal, który z początku łatwo przegapić, stosując obiektywy typu DX (przystosowane do wielkości matrycy w lustrzankach Nikona), gdyż z jednym wyjątkiem mają one napęd autofokusa typu AF-S. Problem pojawi się, gdy nabywca D40 zechce podpiąć do niego obiektyw stałoogniskowy, starszego zooma lub szkło niezależnego producenta. Okaże się wówczas, że nie działa autofokus – dlatego właśnie, że D40 jest pierwszym cyfrowym korpusem Nikona, pozbawionym mechanicznego napędu dla obiektywów starszej generacji. Sęk w tym, że spora część oferty Nikona to w dalszym ciągu szkła typu AF, a z producentów niezależnych obiektywy zgodne z AF-S produkuje jedynie Sigma (ale jest to droższa część oferty tej firmy). Trzeba mieć tego świadomość decydując się na D40. Jeśli przesiadamy się z jakiegoś analogowego korpusu Nikona – można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że posiadane przez nas obiektywy nie będą w pełni współpracowały z D40.
|
Ten drobny detal (a w zasadzie jego brak), sprzęg napędu AF, powoduje, że spora część znajdujących się w obiegu obiektywów Nikona pracować będzie jedynie w manualnym trybie ustawiania ostrości. |
Jak na lustrzankę przeznaczoną dla początkujących, zaskakująco rozbudowane jest menu ustawień osobistych. Zawiera ono 17 pozycji, z których wiele nie ogranicza się do prostego wyboru tak/nie, ale rozwija się nawet do kilku poziomów. Jest to nieco zastanawiające w połączeniu z trochę przesadnym ograniczeniem zewnętrznych elementów sterujących. Na szczęście pomyślano również o tych, dla których część pozycji tego menu może się wydawać czarną magią. D40 – oprócz pełnej wersji menu ustawień osobistych – udostępnia również jego uproszczoną wersję, w której widocznych jest jedynie sześć pierwszych, najważniejszych pozycji. Unikatową w aparacie tej klasy opcją jest możliwość pełnego dopasowania wszystkich opcji ustawień aparatu do własnych potrzeb. Gdy jako rodzaj menu wybierzemy pozycję
Moje Menu, to dla każdej opcji wyświetlona zostanie lista pozycji, z których możemy wybrać tylko te nam potrzebne.
|
Pozycja Moje Menu pozwala w dowolny sposób skonfigurować listę opcji pojawiających się w menu aparatu. |