Akumulatory dedykowane to domena technologii LiIOn
Wadą akumulatorów NiMH(i w jeszcze większym stopniu NiCd) jest stosunkowo niewielka pojemność w stosunku do objętości (tzw. gęstość energii). Dlatego też większość urządzeń przenośnych, w tym również aparaty cyfrowe, korzysta z akumulatorów
litowo-jonowych (
LiIon). W przeciwieństwie do ogniw NiMH i NiCd, nie mają one postaci typowych paluszków AA, a dostarczane są w postaci ogniw dedykowanych do konkretnego modelu aparatu (lub kilku modeli tego samego producenta). W związku z tym akumulator przeznaczony do aparatów Nikona nie będzie działał z modelami Canona – i vice versa.
|
Akumulatorki litowo-jonowe mogą mieć najróżniejsze rozmiary i kształty |
Jest to o tyle ciekawe, że producentów cel LiIon, z których budowane są te ogniwa jest tylko kilku, i wszyscy wytwórcy korzystają z tych samych komponentów. Tak więc w większości wypadków jedynym realnym powodem niekompatybilności ogniw różnych producentów jest ich strategia rynkowa. Korzystają z tego niezależni wytwórcy, produkując tańsze odpowiedniki firmowych akumulatorów z tych samych komponentów oraz ładowarki takie jak Ansmann DIGICHARGER plus, która potrafi naładować akumulator niemal każdego producenta.
|
Ładowarki takie jak Ansmann DIGICHARGER plus potrafią naładować niemal każdy akumulatorek LiIon, niezależnie od jego producenta. |
Oprócz wspomnianej już wysokiej pojemności, akumulatorki LiIon jako źródło zasilania aparatów mają kilka niewątpliwych zalet. Z upływem czasu rozładowują się w niewielkim stopniu – mniej więcej czterokrotnie wolniej, niż ogniwa NiMH. Dzięki wysokiej gęstości energii są lekkie. Są praktycznie bezobsługowe i niewrażliwe na efekt pamięciowy – wszystko, czego potrzebują, to regularne ładowanie. Ta ostatnia cecha jest szczególnie istotna dla typowego użytkownika, który nie ma zamiaru przejmować się takimi drobiazgami, jak właściwe ładowanie akumulatora.
Jest jednak kilka faktów, które burzą sielski obrazek idealnej baterii LiIon. Przede wszystkim, mają one stosunkowo krótką żywotność – około 500 cykli ładowania. Dodatkowo, ogniwa LiIon dość szybko się starzeją, i to nawet w temperaturze pokojowej, zaś pełne ich naładowanie dodatkowo przyspiesza ten proces. W pełni naładowany akumulator przechowywany w temperaturze 25% w ciągu roku straci 20% pojemności, w temperaturze 40 stopni już 35% (jest to jedna z przyczyn szybkiego starzenia się akumulatorów w notebookach). Z tego powodu zapasowy akumulatorek najlepiej przechowywać częściowo naładowany – w lodówce.
Ogniwom LiIon nie służy też całkowite rozładowanie, a wręcz całkowicie je niszczy. Z tego powodu mają one wbudowane zabezpieczenia, które zapobiegają całkowitemu wyładowaniu przez zasilane urządzenie. Jeśli jednak zostawimy tak rozładowaną baterię na dłuższy czas (zwłaszcza w ciepłym miejscu), jej napięcie na skutek samoistnego rozładowania spadnie do poziomu, który spowoduje jej zniszczenie.
|
Dodatkowy (środkowy) styk służy do komunikacji z układem, który pozwala aparatowi dokładnie monitorować stan naładowania baterii. |
Mimo wszystko zalety akumulatorów LiIon przeważają nad ich wadami co powoduje, że pomimo wyższych kosztów produkcji (ok. 40% niż w wypadku ogniw NiMH) dominują one jako źródło zasilania aparatów (poza konstrukcjami najtańszymi).
Efekt pamięciowy – mity i fakty
Wspominaliśmy już o zjawisku zwanym efektem pamięciowym baterii, które stało się już przyczyną mnóstwa nieporozumień. Polega ono na tym, iż akumulator rozładowywany jedynie częściowo, np. do 50% pojemności "zapamiętuje" tę wartość, i po pewnym czasie nie pozwala rozładować się bardziej, co oznacza ni mniej ni więcej, iż do dyspozycji pozostanie nam jedynie 50% jego nominalnej pojemności. Oczywiście, efekt ów nie ma nic wspólnego z pamięcią – jest on efektem zjawisk fizykochemicznych zachodzących wewnątrz akumulatora. Aby go uniknąć, należy zawsze ładować akumulator do pełna, a co 5-10 cykli ładowania całkowicie go rozładować.
Skąd zatem owe nieporozumienia? Otóż efekt ten dotyczy przede wszystkim akumulatorów niklowo-kadmowych (NiCd), które obecnie znajdują zastosowanie przede wszystkim w elektronarzędziach (wkrętarki akumulatorowe itp.), zaś w elektronice powszechnego użytku praktycznie wyszły z użycia. Ogniwa NiMH są na to zjawisko podatne w bardzo niewielkim stopniu, litowo-jonowe zaś wcale. W powszechnej świadomości wciąż pokutują jednak stwierdzenia, jakoby akumulatorki (wszystkie) należało zawsze ładować do pełna i rozładowywać całkowicie. Tymczasem w wypadku ogniw NiMH wystarczy całkowicie rozładować je raz na trzy miesiące (co bez wątpienia zdarzy nam się w trakcie ich normalnej eksploatacji). Nie należy natomiast ich celowo całkowicie rozładowywać zbyt często, gdyż zmniejszy to ich żywotność. Z kolei całkowite rozładowywanie akumulatorków litowo-jonowych może im wręcz zaszkodzić – ich pozostawienie w tym stanie grozi dalszym samoistnym rozładowaniem poniżej dopuszczalnego poziomu i w konsekwencji nieodwracalnym zniszczeniem!
Skąd zatem biorą się spotykane w instrukcjach obsługi zalecenia, by nowy akumulator kilkakrotnie naładować i rozładować, i powtarzać tę czynność co jakiś czas? Otóż procedura ta nie ma nic wspólnego z efektem pamięciowym, a służy skalibrowaniu układu monitorującego stan naładowania baterii. Układ taki, jeśli co jakiś czas nie "zobaczy" akumulatora całkowicie rozładowanego, coraz mniej trafnie określa jego aktualną pojemność. Po jakimś czasie skutkuje to sytuacją, kiedy urządzenia (aparat) wyłącza się, pomimo iż wskaźnik naładowania baterii pokazuje, iż jest ona rozładowana zaledwie w połowie.
|
Jeśli powyższy komunikat zaskakuje nas przy wskaźniku pokazjącym nierozładowaną całkowicie baterię, oznacza to iż układ monitorujący ją wymaga skalibrowania. W tym celu należy akumulator naładować do pełna po czym całkowicie go rozładować. |