Plotki na temat nadchodzącej wielkimi krokami nowej amatorskiej lustrzance Canona słychać było już od dawna. Od wielu tygodni wiadomo było, że aparat zostanie zaprezentowany przed lub podczas targów PMA 2008, a ze źródła zbliżone do Canona podawały oznaczenie oraz większość kluczowych parametrów nowego modelu. Choć doniesienia te w większości okazały się prawdą, to i tak nie odzwierciedlają one pełnej listy zmian, jakie w lustrzance Canon EOS 450D w stosunku do jej poptrzedniczki poczyniono.
Sercem nowego EOS'a jest 12,1-megapikselowy przetwornik obrazu typu CMOS o rozmiarach 22,2 x 14,8 mm, a zatem konstrukcja klasy APS-C. Rozdzielczość wyższa o 2 megapiksele od zaledwie o kilka miesięcy starszego Canona EOS 40D świadczy o tym, że producent poczuł oddech konkurencji na plecach – w branży fotograficznej typową metodą na zwiększenie atrakcyjności nowego modelu jest podniesienie rozdzielczości jego matrycy. Czy słusznie, to już inna sprawa, zwłaszcza że tak duże rozmiary zdjęć (w tym wypadku 4272x2848 pikseli) związane są z przyrostem objętości plików z nimi, natomiast wcale niekoniecznie z polepszeniem jakości zdjęć. Oczywiście matryca wyposażona została w antykurzowy system czyszczący wspierany przez wewnętrzne oprogramowanie aparatu do mapowania bardziej uciążliwych do usunięcia zanieczyszczeń (system ten wymaga skorzystania z programu oprogramowania Digital Photo Professional w celu nałożenia odpowiednich poprawek na wykonane zdjęcia).
W aparacie zastosowano znany z dużych możliwości obliczeniowych procesor Digic III, co również stanowi krok naprzód w porównaniu z modelem EOS 400D. Kroku tego mogliśmy się zresztą spodziewać, jako że wszystkie nowe modele aparatów Canona zostały w ten obiektyw wyposażone. Z całą pewnością jednak nie był spodziewanym fakt, że Canon EOS 450D będzie rejestrował obraz w formacie RAW z wykorzystaniem zwiększonej 14-bitowej precyzji kolorów – czyli takiej, z jaką zapisywane są zdjęcia w bardziej zaawansowanych modelach: Canonie EOS 40D, Nikonie D300, czy choćby Olympusie E-3. Co więcej, w modelu EOS 450D w ogóle zrezygnowano z możliwości zapisów RAW'ów 12-bitowych. Mimo to udało się utrzymać prędkość zapisu zdjęć seryjnych na poziomie 3,5 klatki na sekundę.
Konstrukcja korpusu została w znacznym stopniu zmodyfikowana, głównie w celu zmieszczenia na jego tylnej ścianie 3-calowego wyświetlacza LCD, o którym piszemy dalej. Jednak to nie wszystko. Pozycję zmieniły też niektóre przyciski, a funkcje innych zostały połączone. Tak stało się między innymi z pogardzanym przez użytkowników przyciskiem Direct Print, który dzieli teraz miejsce z przyciskiem zmiany balansu bieli. Zapewne z powodu braku miejsca na tylnej ścianie aparatu przycisk zmiany czułości aparatu został przeniesiony na górną część korpusu.
Poważnej modyfikacji doczekał się też wizjer nowej lustrzanki. Jest on zdecydowanie większy: pokrywa obecnie 95% pola widzenia kadru i zapewnia powiększenie na poziomie 0,87x. Podaje też większą liczbę użytecznych informacji, m.in. czułość ISO czy też wygrawerowany na matówce krążek pomiaru punktowego podobny do tego, który znajduje się w modelach Canon EOS 30D i EOS 40D. Mówiąc o wizjerze nie można nie wspomnieć też o poprawionym autofokusie nowego modelu, niewiele gorszym od tego stosowanego w EOS 40D (i z pewnością lepszego niż użyty w starszej "trzydziestce"). Nie ma on wprawdzie wszystkich pól krzyżowych, ale centralne pole zostało rozbudowane o dodatkowe czujniki dla jasnych obiektywów (f/2.8 i jaśniejszych). Zakres działania autofokusa pozostał bez zmian i wynosi od -0,5 do 18 EV. Ulepszeniu uległ też układ pomiaru światła, który został rozbudowany o wyczekiwany z utęsknieniem pomiar punktowy (Spot) odczytujący ekspozycję na podstawie centralnego pola kadru o wielkości 4%. Jak widać brakuje mu jeszcze trochę do rozwiązań stosowanych przez konkurencję, lub chociażby spota znanego z Canona EOS 40D (3,5% powierzchni kadru), jednak jest to niewątpliwie krok w dobrą stronę.