DZIEŃ 1
Po całonocnym locie lądujemy w Nairobii – szybka kawa na lotnisku i kilka pysznych pierożków samosa i ruszamy w trasę – chcemy od razu dotrzeć do Meru na wschód od Mount Kenia. Zmęczenie nocnym lotem szybko udaje się uśpić i zaczynamy wprawki w szybkim kadrowaniu z jadącego samochodu.
Mijamy barwne przedmieścia Nairobi i niestety wyrasta przed nami pierwsza nieplanowana przeszkoda. Na głównej drodze łączącej północ i południe kraju postanowiono wymienić most.
|
fot. Maciej Radomski (c) 2012 f8PhotoTravel |
Dwa duże dźwigi z chińskiej firmy budowlanej podnoszą wielotonowa konstrukcje a my musimy czekać wbrew zapowiedziom wcale nie 5-10 minut a prawie dwie godziny. No cóż "
pole pole" (powoli powoli) i
hakuna matata obowiązują tutaj 24 godziny na dobę wiec i my musimy się szybko przyzwyczaić.
Po dwóch godzinach udaje się wreszcie osunąć dźwigi z drogi i ruszamy na północ nasz trasa prowadzi przez malownicze krajobrazy najżyźniejszej części Kenii zamieszkałej przez rolnicze plemiona Kikuyu a następnie Meru.
|
fot. Maciej Radomski (c) 2012 f8PhotoTravel |
Małe poletka, dziesiątki sklepików oferujących pełną gamę towarów coraz bardziej przyciągają nasze obiektywy. Udaje nam się nawet odnaleźć szyld równikowego zakładu fotograficznego.
|
fot. Maciej Radomski (c) 2012 f8PhotoTravel |
Około 4-tej docieramy do Parku narodowego Meru i ruszamy od razu na pierwsze safari – bardziej rekonesans niż prawdziwe fotografowanie ale i tak spotykamy pierwsze stado słoni, strusie żyrafy… Na deser delektujemy się zachodem słońca nad sawanną i docieramy do naszego obozowiska (lodge). Pełna ekologia – namioty o standardzie i wielkości dobrego pokoju hotelowego pozwalają nam wreszcie odpocząć. Jeszcze tylko szybka kolacja, krotka rozmowa przy ognisku i wreszcie możliwość odpoczynku – niezbyt długa bo jak zawsze następny dzień zaczniemy o 5.30 żeby po szóstej wyruszyć równo ze wchodem słońca na bezkrwawe łowy…
|
Kenijski transport, fot. Maciej Radomski (c) 2012 f8PhotoTravel |
DZIEŃ 2
Pobudka jakże miłym "good morning Sir your safari is waiting" o 5:30. Żeby nie musieć wracać zbyt szybko do obozowiska zabieramy śniadanie ze sobą, a rano tylko kenijska kawa i krakersy. Meru dopiero kilka lat temu został oczyszczony z plagi kłusownictwa. Zwierzęta są tu trochę bardziej płochliwe niż w innych parkach narodowych ale w całym drugim co do wielkości parku narodowym Kenii są tylko 3 lodge (obozowiska) wiec mamy cały park praktycznie tylko dla siebie – innych samochodów praktycznie nie spotykamy. Od rana spotykamy stado słoni, legwana wygrzewającego się na kamieniach, zebry, kilka ciekawych ptaków – frankoliny, żołny, zimorodki.
|
fot. Maciej Radomski (c) 2012 f8PhotoTravel |
Około dziewiątej decydujemy się na śniadanie – zatrzymujemy się nad rwąca brunatna rzeka – piękne okoliczności przyrody, świeże naleśniki, jajka kiełbaski, pyszne banany – lepiej być nie może :).
Około 10 światło się kończy a życie na sawannie zamiera – udajemy się wiec powoli w kierunku naszego noclegu. Ale safari jest nieprzewidywalne – na drodze spotykamy 3 samce gepardów. Nikogo naokoło i możemy je swobodnie fotografować przez około 15 minut zanim znikają w gęstej trawie.
|
fot. Maciej Radomski (c) 2012 f8PhotoTravel |
Wreszcie możemy obejrzeć nasz lodge w świetle dziennym – zanurzony w gęstym lesie zapewnia ochronę przed południowym słońcem. Szybka kąpiel w basenie, lunch i wymiana pierwszych afrykańskich doświadczeń.
Po południu ruszamy na kolejne safari. Aż tyle szczęścia co rano nie mamy ale długo obserwujemy stado żyraf spokojnie przechodzących przez drogę.
|
fot. Maciej Radomski (c) 2012 f8PhotoTravel |
Wieczorem kolacja przy hotelowym basenie i pierwsze międzynarodowe znajomości – rosyjsko australijska para bardzo zazdrości nam gepardów :)
Namioty pozwalają nam wsłuchiwać się w odgłosy sawanny – koncert cykad i chichot hien kołyszą nas do snu.
|
fot. Maciej Radomski (c) 2012 f8PhotoTravel |
DZIEŃ 3
Dzisiaj rozpoczynamy dzień od poszukiwania nosorożców. Ponieważ kłosownicy dalej stanowią problem w Meru nosorożce przebywają w wydzielonej części parku żeby zapewnić im konieczna ochronę. Udaje nam się odnaleźć jednego – rzadszego i mniejszego od swojego kuzyna nosorożca czarnego. Niestety jest dość daleko i ze zdjęć poza dokumentacja faktu nie za wiele wychodzi.
Widzimy też pierwsze na naszej wyprawie polowanie – może nie bardzo spektakularne bo to tylko czapla przebijająca mała rybkę ale migawki aparatów pracują na wysokich obrotach. W południowej przerwie obsługa lodge’u zabiera nas na spacer po okolicznych poletkach – lodge jest ekologiczny wiec większość dań które jemy pochodzi od miejscowych rolników. Jak na warunki kenijskie to dość bogata okolica, proste ale zadbane domki, małe skrawki poletek na których rosną warzywa i owoce a także pospolita w tych okolicach pobudzająca miraa – lokalny naturalny red bull – żujac jego gałązki szybko przekonujemy się o jego działaniu.
|
fot. Maciej Radomski (c) 2012 f8PhotoTravel |
Wieczorem urządzamy sobie sundowner na sawannie – skąpane w pomarańczu zachodzącego słońca skały są doskonałym tłem dla naszych spotkań z Kahlulom i Bacardim (dziewczyny) oraz z Johnnym Walkerem (męska cześć grupy) :)
Pełne relacje i więcej zdjęć na blogu wyprawy: f8phototravel.pl
f8phototravel: f8phototravel.pl
Zobacz także:Fotografowanie na safari - pierwsza część bezpłatnego e-booka na F8 Photo TravelAdobe Photoshop CS6 - co nowego dla fotografa?Sony Handycam NEX-VG20, czyli jak z aparatu zrobić kameręPolska na weekend: PODLASIE - gdzieś tam za BugiemZwycięzcy konkursu fotografii prasowej BZ WBK Press Foto 2012