System E Olympusa większości kojarzy się z małymi, amatorskimi lustrzankami, często o bardzo oryginalnej budowie. Tymczasem pierwszym korpusem serii E był duży, profesjonalny korpus E-1 zaprezentowany w 2003 roku. Nie zdobył on większej popularności – zanim rodzina obiektywów Zuiko Digital rozrosła się do dzisiejszych imponujących rozmiarów, zestarzał się zanadto jak na wymogi zawodowców. Zawodny autofokus spowodował, że rzadko można go dziś spotkać poza atelier. W późniejszych latach ujrzeliśmy całą serię amatorskich korpusów od E-300 począwszy na E-510 kończąc, zaś zawodowcy odczuwali coraz większą irytację – lub porzucali system E na rzecz konkurencji.
Oczywiście, Olympus zdawał sobie sprawę z tego, iż traci miejsce na prestiżowym rynku, od dawna wiadomo też było, że prędzej czy później będzie nowy profesjonalny korpus należący do systemu E. Już od pewnego czasu na różnego rodzaju targach i konferencjach można było zobaczyć egzemplarze prototypowe. Oczekiwanie skończyło się jesienią tego roku – E-3 ujrzał światło dzienne. Czy spełni pokładane w nim nadzieje?
Taki mały, taki ciężki
E-3 już na pierwszy rzut oka robi bardzo korzystne wrażenie. Mimo niemałych gabarytów projektantom Olympusa udało się mu nadać całkiem zgrabną formę, bardziej klasyczną zarazem, niż miało to miejsce w wypadku E-1. Aparat dobrze leży w ręce, a ergonomicznie wyprofilowany uchwyt z wyraźnym podparciem dla kciuka powoduje, iż raczej nie grozi mu przypadkowe wysunięcie się z dłoni.
Na poniższym zdjęciu można przyjrzeć się nowemu korpusowi Olympusa ze wszystkich stron. Wystarczy najechać myszą na miniaturę wybranego ujęcia. Z kolei kliknięcie na większe zdjęcie pozwoli przyjrzeć się E-3 jeszcze dokładniej.
Zgrabna sylwetka powoduje zarazem, iż po wzięciu do ręki może nas zaskoczyć swym ciężarem – jest on całkiem pokaźny. Olympus pozycjonuje swój nowy korpus w segmencie profesjonalnym, i na tle takich kolosów jak Canon EOS 1Ds Mk III czy Nikon D3 nowy E-3 prezentuje się jako konstrukcja niemalże filigranowa. Jeśli jednak porównać go z bardziej mu bliskimi pod względem funkcjonalnym Nikonem D300 czy EOS-em 40D okaże się, że należy do najbardziej masywnych w swej klasie. Przyczyną jest nader solidna budowa wewnętrzna E-3.
|
Przy rozmiarach bardzo zbliżonych do konkurencyjengo Nikona D300, Olympus E-3 jest od niego minimalnie lżejszy. |
Zasadniczym elementem konstrukcyjnym korpusu jest dwuczęściowy odlew ze stopu magnezu, chroniący niemal całkowicie wnętrze aparatu (pozostawiono jedynie niezbędne otwory na przyciski, wizjer, obiektyw i gniazda kart pamięci). Do odlania tych elementów wykorzystano technologię Thixomold (stosowaną m.in. w przemyśle lotniczym), która pozwala uniknąć skaz oraz pęcherzyków i dzięki temu uzyskać większą wytrzymałość mechaniczną.
|
Magnezowy szkielet otacza wrażliwe na uszkodzenia wnętrzności aparatu. |
Biorąc pod uwagę profesjonalne aspiracje producenta, w E-3 nie mogło zabraknąć uszczelnień zapewniających korpusowi pyło- i bryzgoszczelność. Liczba zastosowanych uszczelek jest doprawdy imponująca i pokrywają one dosłownie każdy otwór prowadzący do wnętrza korpusu. Nic więc dziwnego, że podczas prasowej premiery E-3 przedstawiciele producenta bez większych obaw zalewali E-3 wodą i to przy podniesionej wbudowanej lampie błyskowej.
|
Odpowiednie uszczelki pokrywają każdy otwór i szczelinę prowadzące do wnętrza magnezowej skorupy E-3. |
Nie jest to oczywiście wodoszczelność wystarczająca do fotografii podwodnej, jednak dysponując odpowiednio szczelnym obiektywem bez obaw możemy wyjść w plener w czasie deszczowej pogody.
Zasilanie E-3 zapewniane jest przez typowy dla lustrzanek akumulator litowo-jonowy o pojemności 1500 mAh. Nasze odczucia, co do energochłonności nie są najlepsze. Zwykle już przy ~300 zdjęciach aparat sygnalizował nam, iż baterie są na wyczerpaniu, chociaż od tego momentu udawało się wykonać jeszcze ponad 100 zdjęć. Oczywiście, szybkość wyczerpywania akumulatora w dużej mierze zależy od intensywności korzystania z kolorowego wyświetlacza, a z funkcji LiveView w szczególności.